aaa4 |
Wysłany: Pon 13:21, 26 Mar 2018 Temat postu: |
|
-Nie wiem, Lonnie. Opierajac sie na dowodach biblijnych, przypuszczam, ze trafi sie tam troche wina. A takze mnostwo mleka i miodu. - Lonnie wygladal na zasmuconego. - Co kaze panu sadzic, ze kiedykolwiek stanie pan oko w oko z tym problemem?
-To jest hipotetyczne rozwazanie - odparl staruszek z godnoscia. - Tak, tak, wyslac mnie tam byloby z cala pewnoscia nie po chrzescijansku... Boze, jak mi sie chce pic... To znaczy nie byloby aktem dobroci. A przeciez najwieksza cnota chrzescijanska jest milosierdzie. - Potrzasnal smutno glowa. - Byloby wiec aktem najwiekszego niemilosierdzia, moj drogi chlopcze, czystym zaprzeczeniem ducha dobroci. - Spojrzal przez okno na fantastycznie uksztaltowane wysepki Keilhous Oy, Hosteinen i Stappen, przesuwajace sie wlasnie dokladnie na wprost naszej burty, niecale pol mili od nas. Jego twarz przybrala wyraz cichej rezygnacji i poswiecenia. Byl zalany w pestke.
-Pan naprawde wierzy, ze trzeba byc dobrym, Lonnie? - spytalem zaintrygowany. Jak ktos, kto cale zycie obracal sie w swiecie filmu, mogl jeszcze wierzyc w cos takiego? Wydawalo mi sie to zupelnie niemozliwe.
-A w co innego mozna wierzyc, drogi chlopcze?
-Nawet w stosunku do tych, ktorzy na to nie zasluguja?
-O, wlasnie! W tym cala rzecz. Wlasnie ci, ktorzy na to nie zasluguja, zasluguja na to najbardziej.
-Nawet Judith Haynes?
Spojrzal na mnie tak, jakbym go spoliczkowal, a kiedy ujrzalem wyraz jego twarzy, sam sie tak wlasnie poczulem, choc w jakis niejasny sposob wydawalo mi sie, ze ta reakcja jest przesadzona. Wyciagnalem do niego reke i chcialem go przepraszac, sam nie wiedzac za co, ale Lonnie odwrocil sie i z wyrazem dziwnego smutku na twarzy wyszedl ze sterowki.
-A wiec ujrzalem rzecz zgola niemozliwa - odezwal sie Conrad. Nie usmiechal sie, ale nagany w jego glosie nie bylo slychac. - Komus w koncu udalo sie obrazic Lonniego Gilberta. |
|